niedziela, 16 lipca 2017

Powrót kolonistki

       2 tygodnie minęły jak z bicza strzelił. 2 tygodnie beztroski, zabawy i spokoju. Mam namyśli i Matyldę i nas-rodziców ;)
       To był jej pierwszy wyjazd na kolonie cukrzycowe. Towarzyszyło nam mnóstwo emocji, bo i ona i my się denerwowaliśmy: jak to będzie?? Dla M najważniejsza kwestią było, czy znajdzie tam fajne koleżanki, a dla nas, czy dobrze się nią tam zaopiekują ;)

       W dzień wyjazdu i dzień przed, M już mocno się denerwowała, momentami żałowała, że się tam zapisała, różne emocje nią targały, od bardzo pozytywnych do tych najbardziej negatywnych.
       My też się denerwowaliśmy, ale nie okazywaliśmy tego.

       W niedzielę, 2 lipca zawieźliśmy M do Wrześni, tam autokar z kolonistami miał przystanek. Przepakowaliśmy walichę, zamieniliśmy kilka słów z sympatycznymi paniami opiekunkami, szybkie pożegnanie i w drogę! M na spotkanie z przygodą, a my do pustego (prawie) domu. Wbrew mojej woli oczy mi się mocno spociły, ale szybko wiatr mi je osuszył ;)

       Pierwszy raz odebrałam telefon od M jeszcze z autobusu, MUSIAŁA mi powiedzieć, że poznała fajną dziewczynkę ;)
Do wieczora zadzwoniła jeszcze kilka razy, mówiła, co robi, ile ma cukru, ile zjadła WW na hipo, ile bierze korekty na hiper itp. No i najważniejsze, że z tą fajną dziewczynką jest w pokoju :)
      Od poniedziałku dzwoniła już raz na 2 dni i tylko chwilkę, bo zawsze była zajęta bardzo. Na pytanie "jak tam cukry" odpowiadała: "wiesz co, dobre, już muszę lecieć, pa" i odkładała telefon :D
      Więc od wtorku zupełnie wyluzowałam-zapomniałam o cukrzycy na 2 tygodnie. Nie myślałam o cukrach, a w nocy spałam po 8-10h (!) Istna rozpusta!
       Już wiedziałam, że M jest pod dobra opieką i że ona sama jest tam szczęśliwa i to było najważniejsze. Szczęście, radość i zadowolenie było słychać w jej głosie podczas każdej naszej rozmowy. No może z wyjątkiem jednej, kiedy ktoś uruchomił fałszywy alarm p/pożarowy i była bardzo zestresowana tym faktem, przyjechały 3 zastępy straży i wybuchła wielka afera w ośrodku.
   
       Po powrocie (wczoraj) M opowiadała, opowiadała i w sumie wciąż opowiada ;)
Nie usłyszałam złego słowa na żadnego z opiekunów, czy kadrę medyczną-wprost przeciwnie. M już wie, że za rok chce znów pojechać.

      Chciałabym powiedzieć wszystkim rodzicom, którzy się wahali/wahają, czy wysłać swoje pociechy na taki wyjazd- zdecydowanie wysłać! Nie wahajcie się! Taki wyjazd to same korzyści i dla dziecka i dla rodziców.

       Chciałabym bardzo podziękować całej kadrze za fachową opiekę nad naszymi słodziakami. Za to, że my rodzice możemy przez 2 tygodnie odpocząć od choroby. Wiem, jaka to olbrzymia odpowiedzialność opanować kilkadziesiąt dzieci i ich cukry. Robicie kawał dobrej roboty-błagam-nie przestawajcie! ;)

      Chciałam też podziękować w tym miejscu Kasi, dzięki której mam całe 2 zdjęcia M z pobytu w Wągrowcu. Wklejam jedno, które Kasia zrobiła zaraz po chrzcie kolonisty ( M go bardzo przeżywa do dzisiaj :D )