wtorek, 8 września 2015

Nudno być nie może.

            Ano nie może...dlatego dzisiaj byłam z M u dermatologa wypalić kurzajkę. Babrała jej się strasznie, pękała, krwawiła, nie można było pozbyć się jej innym sposobem, niestety.
           Wcześniej, zgodnie z  zaleceniem pani dr, nałożyłam jej kilo maści emla, która miała jej znieczulić to miejsce. No i na początku zabiegu nic jej nie bolało. Ale chwilę później...masakra. M zaczęła krzyczeć z bólu, przestała w domu :(
            No ma wyjątkowego pecha na prawdę. Tak mi jej żal, nie ma kwartału, żeby ona nie miała jakiegoś bolesnego zabiegu :/
            Pani dr dała jej na pocieszenie lizaczka i naklejkę "Dzielny pacjent", a ja jej kupiłam na osłodę pączka-gniazko. A zaraz po przyjściu do domu daliśmy jej nurofen, żeby uśmierzyć ból.
            Chyba zadziałał :)        
            No i znowu musze Was poprosić o trzymanie kciuków, żeby to cholerstwo się wypaliło doszczętnie, bo nie wyobrażam sobie powtórki z "rozrywki".   

piątek, 4 września 2015

Wszystko przez te wakacje.

           Tak, Wszystko przez wakacje. No bo dlaczego one się tak szybko i znienacka skończyły?? Przez to nie zdążyłam kupić starszej nowego plecaka :P
          Olśniło mnie w nocy z 30/31 sierpnia. Nie mogłam spać, siedziałam przy kompie i nagle styki mi się złączyły: plecak K! Na szczęście miała już wybrany, więc szybko zamówiłam na All żywiąc głęboką nadzieję, że dojdzie do 2 września.
           
          Na drugi dzień K przypomniała, że również miałam jej zamówić nowy worek na WF, no to domówiłam do kompletu z plecakiem. No bo chyba się domyślacie, że obie te rzeczy MUSIAŁY być z kotem.
          1 września mega upał był, 35 w cieniu, ale apel był krótki, na szczęście i o 9 rano, więc na boisku szkolnym był jeszcze cień.
          K rozpoczęła klasę IV. Co za tym idzie ma nową wychowawczynię na kolejne 3 lata. Panią znam. Do subtelnych i empatycznych nie należy, delikatnie mówiąc. Ale dziecku nic nie mówiłam, co by jej nie uprzedzać. Po spotkaniu w klasie K panią oczarowana. Super!
          Na drugi dzień obudziły mnie dzieci, bo ja nastawiłam sobie budzik na 7.30, ale na za tydzień...
         Plecak nie dotarł, K poszła ze starym, miała lekcje z wieloma innymi nowymi nauczycielami. Przyszła do domu zachwycona! Zwłaszcza panem od WF, którego bała się najbardziej ( w ogóle go nie znając oczywiście), ale i pozostałymi nauczycielami. I na koniec jej przydługiego sprawozdania ze szkoły mówi tak:" wiesz co mamuś, nasz wychowawczyni jest miła, ale po dzisiejszym dniu muszę stwierdzić, że jest najmniej miłą z wszystkich nauczycieli"
           No cóż.....myślę, że jej zdanie będzie się zmieniać wprost proporcjonalnie do ilości lekcji z wychowawcą, która również ma z  nimi matematykę ;)
           Młodsza, M bardzo się ekscytowała rozpoczęciem roku. Klasa III, a ona się stresowała tak, że przez 2 dni, równo z wybiciem 1 września, nie mogliśmy zapanować nad jej cukrami. Tak, emocje, czy to pozytywne, czy negatywne mają bardzo duży wpływa na poziom glikemii.
           Cukry na poziomie 220 cały dzień w szkole. Po powrocie spadły. Myślę sobie, jest dobrze, stres minął, hiperglikemia też. Ale cieszyliśmy się niedługo, bo już po kolacji znowu 225 i tak cała noc.
          Do końca nie mieliśmy pewności, że to stres- w cukrzycy nigdy nie ma takiej pewności. O 23 wymieniliśmy jej na śpiku wkłucie. Oczywiście się przebudziła, no bo miłe to nie jest. Ale ok, podaliśmy korektę i kolejne 2h czekania.
         O 1 cukier bez zmian, postanowiliśmy dać kolejną korektę penem, żeby wykluczyć wadliwy sprzęt. Też się obudziła :( Po tej korekcie cukier spadł, ale tylko trochę. Czyli to nie wina sprzętu.
         Na drugi dzień M wstała z cukrem ponad 170!. Dla mnie to szok był, bo ona rzadko taki miewa po posiłku. Cały dzień w szkole znowu ponad 200, ale po powrocie znowu niski i już do końca dnia w normie. Baliśmy się jednak z mężem cieszyć przed nocą. Na szczęście już było ok. I całą noc i rano też. No to ufffff :)

         A jak Wasze dzieciaczki rozpoczęły nowy rok szkolny??