wtorek, 17 stycznia 2017

Bieg Policz się z cukrzycą i pierwsze medale :)

        Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy gra w naszym małym miasteczku od kiedy tylko pamiętam. Miałam wtedy naście lat i zawsze dorzucałam do puchy swój grosik. Wtedy do głowy mi nie przyszło, że kiedyś moje nowo narodzone dzieci będą korzystać ze sprzętu do przesiewowego badania słuchu, że panna M skorzysta z inkubatora, a w przyszłości z pompy insulinowej.
       Dzisiaj, kiedy już to wszystko wiemy, tym bardziej naturalne jest, że wciąż z Orkiestrą gramy, a w tym roku po raz pierwszy 3/5 mojej rodziny postanowiło pobiec w biegu "Policz się z cukrzycą".
       Panna M z bratem i tatą przed godziną 13tą poszli się zapisać i pobrać numery startowe.



       Potem wrócili do domu na obiadek i po 14tej już wszyscy poszliśmy na targowisko, na którym WOŚP w naszym mieście się ulokowała. Tam był też start i meta biegu.
       Ale, zanim biegacze wyruszyli, przedstawicielka Śremskiego Sportu poprowadziła rozgrzewkę. Rozgrzewka trwała prawie 15 minut i była taka, że szczerze mówiąc, byłam pewna, że moi odpadną w przedbiegach ( ja na bank bym odpadła) ;) Ale nieee-twardziele dali radę :)







       Po rozgrzewce wszyscy stanęli na linii startu i pooooobiegli!



       Trasa była krótka - 2km, ale dość niebezpieczna, bo w nocy spadł śnieg i było ślisko. Nie był to wyścig, tylko bieg dla idei, a więc nie chodziło też o czasy.
       Moi panowie lojalnie biegli noga w nogę z panną M, a jak miała zniżkę, to ją ciągnęli za ręce, a ona "jechała" po śniegu ;) Tak, czy siak, wszyscy dali radę i wbiegli razem na metę , gdzie otrzymali medale.



       To pierwsze medale za udział w biegu dla każdego z nich, więc tym bardziej cenne. Jestem z nich baaaaardzo dumna <3
       Cukier na starcie 170, na mecie 80, a więc całkiem nieźle. Po biegu postawiłam biegaczom pączki, żeby wyrównali straty energetyczne ;)



       Już wiemy, że bieg Policz się z cukrzycą to będzie nasza rodzinna tradycja. I kto wie, może za rok, lub dwa i ja pobiegnę?




Radość M- bezcenna :)

środa, 11 stycznia 2017

(Nie)zwykły deser z okazji imienin panny M.

                Dzisiaj imieniny Matyldy i z tej właśnie okazji zakupiłam owoce na deser. Nie, żebyśmy na co dzień nie jedli owoców, bo jemy. Ale to miał być deser wyjątkowy-imieninowy :)
                Padło na granaty i melona. W sumie nie wiedziałam, jak M zareaguje, bo jak wszystkie dzieci, a przynajmniej większość, uwielbia słodycze.
                Kiedy wróciła ze szkoły od razu zauważyła "nowe" owoce i bardzo się ucieszyła. Ale ja ją znam, M. przeważnie wszystko lubi, a jak przyjdzie do konsumpcji, to niekoniecznie po pierwszym kęsie chce danie dokończyć ;)
                Po południu, kiedy przyszła pora podwieczorku, poszłyśmy do kuchni uporać się z niemałych gabarytów owocami. M z siostrą dobrały się do granata/u (?), a ja do melona.
                Uporanie poszło nam dość sprawnie i szybko.
Ponieważ cała nasza rodzina, to czekoladoholicy, dziewczyny roztopiły w mikrofali gorzką czekoladę i polałyśmy nią owoce. Powiem Wam, że wyszedł z tego przepyszny deserek. A co najważniejsze-baaaardzo smakował solenizantce :)
                Drugą super niespodzianką był cukier popodwieczorkowy-nie przekroczył 105!
Gdybyście chcieli spróbować tych delicji, to podaję "przepis" przeliczony na WW, (WBT tam prawie nie ma).
                130g melona żółtego
                  50g "ziaren" granatu
             ok.10g roztopionej gorzkiej czekolady (u nas 74%)




Taki deserek to 2,3WW. Smacznego :)
P.S. Wrzucając zdjęcia przypomniałam sobie, że panna M dorzuciła sobie kostkę czeko bez cukru :)
P.S.2 Jak to wygląda u Waszych pociech?? Lubią owoce? Czy jednak przegrywają one ze słodyczami?

środa, 4 stycznia 2017

Powiedzcie, że dobrze zrobiłam?

              

  A tak serio, to powiedzcie, co na prawdę o tym myślicie. Mojego zdania to i tak nie zmieni, ale jestem ciekawa Waszych opinii.
                  A więc.....zapisałam pannę M na samodzielny wyjazd!!! 3-dniowy!!! Niecukrzycowy!!! Daleeeeeeko od domu...
                  Ona chce, a my z mężem się zgodziliśmy. Jesteśmy pełni obaw oczywiście, ale nie chcemy podcinać jej skrzydeł. Kiedyś musi być ten pierwszy raz prawda? Myślę, że każdy rodzic jest pełen obaw, nawet jak wysyła pierwszy raz zdrowe dziecko, a tym bardziej z jakimiś "dodatkami"....
                  Tak, więc, postanowione, kasa wpłacona, rozmowa z opiekunami na wycieczce przeprowadzona. M się cieszy, a to najważniejsze.
                  Nie ukrywam, że w podjęciu decyzji pomogło nam też posiadanie Libre. To na prawdę ułatwia życie z chorobą. Dzięki Libre i różnym aplikacjom będziemy cały czas widzieli na telefonach i komputerach aktualne poziomy córki, co ułatwi nam wszystkim kontrolę nad jej cukrami i czuwanie nad jej bezpieczeństwem :)
                  To pierwszy taki bardzo poważny krok w odcięciu cukrzycowej pępowiny. Ważny dla całej naszej rodziny.
                  Jesteśmy podekscytowani! I ja, i mąż i panna M. Będziemy odliczać dni, do wyjazdu zostało ich 27.




Źródła: zdjęcie pochodzi ze strony Dreamstime.com
                

Jaki początek roku, taki cały rok??? Oby nie.....


            Witajcie po Nowym Roku. Mam nadzieję, że spędziliście miło Sylwestra??
Życzę Wam samych sukcesów, pomyślności i miłości w 2017 roku. <3

            Co u Was słychać? Jakie macie plany?? Jak rozpoczęliście kolejny rok??

              My niezbyt fortunnie - jelitówką u panny M. Chociaż kompletnie nic jej nie zapowiadało.
Normalnie na kilka dni przed jelitówką organizm daje nam sygnał w postaci obniżonych cukrów. Spada zapotrzebowanie na insulinę. Spowodowane jest to zaburzonych wchłanianiem, a raczej jego brakiem. Kiedyś nas to cieszyło. Dzisiaj, po ponad 3 latach choroby - martwi. Bo już wiemy, co zwiastuje.









           No właśnie, a u nas nic. Cukry normalne, raz wyżej, raz niżej. W nocy przedwczoraj nawet dość spory wyskok, potem nocka ok, rano ok, śniadanie ok. I nagle po śniadaniu cukier zaczyna lecieć w dół, Libre pokazywała LOW (wyświetla taki komunikat poniżej 40). Na glukometrze niewiele więcej. M wypiła 2 wymienniki soku, co normalnie wywaliłoby jej cukry w kosmos. A tu nic. Zero reakcji. Szybko się ubrałam i pobiegłam do sklepu po pepsi, tylko ona mogła ją uratować. I uratowała. Po wypiciu 1/4 puszki cukier zaczął się podnosić i łaskawie zatrzymał się na bezpiecznych 130.

           Niestety kilka godzin później zaczęły się wymioty. Niezbyt częste, ale jednak. Wieczorem M była bardzo osłabiona, miała duża ilość ketonów we krwi i nie przyjmowała jedzenia i picia. Zapowiedziałam, że jak sytuacja się nie zmieni w ciągu najbliższych godzin, to jedziemy na SOR na kroplówki, bo nie chcemy kwasicy ketonowej.    
     
           Za radą jednej z mam na forum cukrzycowym podałam jej aviomarin. I na szczęście zadziałał. Więcej nie wymiotowała, ketony zaczęły spadać i widmo szpitala się oddaliło :)
           Całą noc przespała spokojnie, cukier też w normie, a rano śniadaniowa rozpusta- całe 10g paluszków słonych! Bez insuliny oczywiście.
           Pije i je i jest co raz lepiej. Właśnie wcina drugie śniadanie-15g paluszków (szalejemy ;) )
Miejmy nadzieję, że to świństwo już za nami i długo nie wróci.

          Do życzeń noworocznych dorzucam jeszcze zatem duuuuużo zdrówka dla Was kochani. Niech wszelkie zarazy trzymają się od Was z daleka :)


Źródła:  Zdjęcie pochodzi ze strony Lipsko24.pl