czwartek, 30 lipca 2015

Nowy obiektyw = nowa sesja zdjęciowa

Jak w tytule posta.
Małż nabył nowe body i nowy obiektyw, a więc poszłam wypróbować obadwa ;)
Wzięłam też obydwie córki, a co tak sama będę chodzić....
Pogoda dopisała, nie lało, chociaż wiało, ale było ciepło i fajnie.
Napstrykałam się jak Chińczyk, a potem wybierałam i wybierałam......
Ale coś tam widać, a czasem nawet jest ostre :D
Efekty poniżej:







środa, 29 lipca 2015

Crumble


Wczoraj małż przywiózł od teściów m.in. wiadro przepysznych śliwek. Pożeramy je z córką starszą hurtowo. Ale dzisiaj z części zrobiłam też crumble.
Mmmmnnnniiiaaaammmmmm, jakie to dobre jest, masakra!
Użyłam do niego mąki żytniej z pełnego przemiału typ 2000. Zdrowa mąka, nieprzetworzona, ekośliweczki i ksylitol-samo zdrowie. I co?? I M, brzydko mówiąc, na to pyszne i zdrowe cudo się odlała i pobiegła do sklepu po loda-kids.....
Jutro Wam wstawię przepis na crumble, bo to grzech trzymać go tylko dla siebie ;)


Obiecany przepis:
80g  mąki pełnozairnistej ( u mnie żytnia typ 2000, lub pszenna typ 1850)
40g ksylitolu
70g masła
1 łyżeczka cynamonu

Masło roztopić w garnuszku. Przestudzić. Dodać mąkę, cukier, cynamon i wymieszać widelcem, następnie wyrobić między palcami na kruszonkę.

NADZIENIE:

400g dowolnych owoców (śliwki, agrest, wiśnie, jabłka oraz rabarbar)
Tak, wiem, że rabarbar to warzywo ;)
30g ksylitolu

Owoce wymieszać z ksylitolem. Duże owoce, np. śliwki pociąć na mniejsze kawałki. Przełożyć na dno naczynia żaroodpornego. Posypać kruszonką. Piec w temp. 190st. C przez ok. 40 minut.Podawać ciepłe z lodami. U nas jeszcze z polewą czekoladową :) Na zdjęciu akurat crumble rabarbarowe z lodami waniliowymi i truskawkami.



Cały crumble ze śliwkami ma 17WW i 5,9WBT oraz 1120 kcal.
          Mała rada" Jeśli dacie słodkie owoce np. truskawki, lub dojrzałe owoce, np. śliwki nie dodawajcie cukru/ksylitolu do owoców, crumble jest wtedy za słodkie, bleeeee.


Oryginalny przepis pochodzi z mojego ulubionego bloga mojewypieki.com :)

Ogłaszam koniec :)

Idziemy dzisiaj na kontrolną wizytę do dermatologa ze stopą K. I mam ogromną nadzieję, że już jest po wszystkim, bo podsumowując: wciągu ostatnich 3 miesięcy odwiedziliśmy SOR i/lub chirurga kilka razy.
M miała "wyciągane" z uszu kompletnie zarośnięty kolczyk, potem wyrżnęłą ręką w szafę grając na Xboxie, no i teraz kaszak.
K wyrżnęła głową w poprzeczkę na placu zabaw, co skończyło się szyciem skóry 2 mm od oka, potem jej całą stopę zajęły kurzajki, a na koniec (bo wierzę, że to koniec) dostała ni stąd, ni zowąd półpasiec. Chyba nie muszę Wam wspominać, że każda z tych sytuacji okupiona była bólem i łzami, a moje nerwy są na wykończeniu....
NINIEJSZYM OGŁASZAM KONIEC CHOROWANIA!
I powrót do rzeczy przyjemniejszych.
Mianowicie powspominamy nasze tegoroczne wakacje :D


Ale to później ;)
P.S. Pisałam Wam, że M wstała dzisiaj z cukrem 47!!!! OMG......

wtorek, 28 lipca 2015

112 ;)

Spokojnie, nie musieliśmy dzwonić pod numer alarmowy ;)
Tyle nam pokazał glukometr o północy. Z wynikiem na gluko 112 mówię Wam dobranoc :)
A ja jeszcze sobie o 3 wstanę, dla rozrywki ;) ale Wy śpijcie spokojnie :)

niedziela, 26 lipca 2015

Skalpel proszę



Jestem Wam winna zakończenie historii z kaszakiem M.
W pn od rana poszłyśmy znowu do naszego pediatry, który dał nam skierowanie do chirurga, wydębiłam jeszcze skierowanie na USG, żeby przed ewentualnym cięciem sprawdzić, czy to cholerstwo nie jest aby rakowe…
Objechałyśmy cała naszą mieścinę, ale nie udało nam się USG zrobić. We wtorek już nie chciałam z  tym czekać, więc pojechaliśmy do chirurga dziecięcego, do innego miasta, bo w mojej wsi takowy nie rezyduje.
Po odczekaniu w kolejce z 1,5h weszliśmy do gabinetu, gdzie pan dr powiedział, że to zropiały kaszak i trzeba ciąć.
To było straszne….podanie znieczulenia w zastrzyku bardzo ją bolało i na nic się zdało, bo cały zabieg też ją bolał. Mocno. Bardzo, bardzo mocno. A ona leżała, płakała i ani drgnęła….nikt jej nie musiał przytrzymywać, taka skubana jest dzielna. Najdzielniejsza.
Faktycznie syf  z tej rany wyleciał-ble, rzyg :/
Dostaliśmy receptę na dwa antybiotyki. Tylko 3 razy musiałam przypomnieć, że córka jest diabetykiem, więc poproszę o zinnat w tabletkach, a nie w syropie.
-„A czemu nie syrop??”
-bo większość ma  cukier w składzie
-„aha”
…….
Wracaliśmy wszyscy z mocno skwaszonymi humorami, M pochlipywała cicho na tylnym siedzeniu, a ja znowu sobie wyrzucałam od idiotek: za długo czekałam, nie poszłam do razu do chirurga, słuchałam koleżanki pracującej na onkologii, że to może być coś złośliwego, więc nie ruszać bez USG itd.
Dużo mam sobie do zarzucenia. I naszemu lekarzowi też. Bo wiedząc, że to coś a la kaszak/tłuszczak/ropniak i wiedząc, że to dziecko cukrzycowe, mógł ją skierować do chirurga od razu w czwartek, a nie kazać nam się przyjść pokazać po weekendzie, wwwrrrrrrrrrrrrrrr :/

Po powrocie do naszego miasteczka lody poprawiły trochę humor młodej. Wykupiliśmy antybiotyki, żeby jak najszybciej je zażyła i czekaliśmy na reakcję organizmu: jak się będzie zachowywać rana, ropieć jeszcze, czy nie (musieliśmy sami ją codziennie czyścić) i jak się będą zachowywać cukry.
Na szczęście rana zagoiła się ładnie, a i cukry były w normie
. Nie ma to jak remisja ;)

piątek, 24 lipca 2015

Poradnia diabetologiczna wita


Dzisiaj byłyśmy na kontroli u naszej diabki.
Jak zwykle pani dr po przejrzeniu naszego dziennika cukrzycowego rzekła, że M cukry ma piękne i życzyłaby sobie, aby każdy jej pacjent takie miał.

Wpisała nas na za miesiąc, ostatniego sierpnia na kontrolne badania na oddział, na pobyt jednodniowy. Co mnie bardzo ucieszyło, bo już oczami wyobraźni widziałam nas kiszących się na oddziale całe 3 doby, jak to czasem bywa.
Zapotrzebowanie wciąż małe 10-12j na dobę, w tym bazy niecałe 1,8j.

Ahhhh, jak mnie to cieszy, nie macie pojęcia….a przynajmniej nie wszyscy ;)

niedziela, 19 lipca 2015

Powroty nie zawsze są fajne


Wracam z babskiego wypadu, który nota bene był cudowny :)
Dostałam smsa od małża, że guzek się dziwnie rozlał i zaognił, i że M ma ubytek w udzie. Ręce mi opadły do samej ziemi. Stanęłam w miejscu, na środku Dworca centralnego w Poznaniu i nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać…..

Wiem, wiem, obiecywałam, że nie będzie o chorobach, ale sami widzicie-jakąś kumulację mamy :/
Taka karma......
Na razie zajmiemy się guzkiem.
Ubytkiem w udzie w drugiej kolejności.

piątek, 17 lipca 2015

Piątek, piąteczek, piątunio :)


Nastał piątek, rządy przejął małż, a  ja, zgodnie z wcześniejszymi planami wyjeżdżam na babski weekend, gdyż Wasze modły/kciuki/zaklęcia itp. pomogły. I heviran trochę też ;)
Have a nice weekend!