środa, 1 lipca 2015

Z cukrzycą w tle


Spokojnie, nie będzie to kolejny blog o chorobach i wszystkich plagach tego świata ;)
Wręcz przeciwnie.
Muszę Wam jednak przybliżyć kulisy jego powstania.

Ponad półtora roku temu nasze życie legło w gruzach. U najmłodszej córki zdiagnozowano cukrzycę dziecięcą, inaczej zwaną cukrzycą typu 1-insulinozależną. Tak, tę na całe życie i tak-tę, z której się nie wyrasta itd….
I tu mały flashback: 3 lata wcześniej zdiagnozowano cukrzycę u córki mojej dalszej znajomej. Kiedy  się o tym dowiedziałam, skwitowałam tylko: to tylko cukrzyca, można z nią żyć.
Po „naszej” diagnozie, za każdym razem, jak usłyszałam „to tylko cukrzyca” miałam mordercze intencje. Bo nikt, komu nie przyszło zmierzyć się z tą podstępną chorobą, nie bez powodu zwaną „cichym zabójcą”, nie miał pojęcia o czym mówi. Zupełnie jak ja , 3 lata wcześniej.
Nie będę Wam opisywać szczegółowo, jak wyglądało nasze życie, zanim znaleźliśmy się w tym punkcie, dzisiaj. Bardzo ogólnie rzecz ujmując: było ciężko, depresyjnie, z morzem łez, żalu do Boga i całego świata, z pytaniami bez odpowiedzi i ciągłym strachem o zdrowie i życie córki i o jej przyszłość.
Każde hipo (zbyt niski poziom glikemii) powodował strach przed śpiączką hipoglikemiczną i uszkodzeniami komórek mózgowych.
Każde hiper (zbyt wysoki poziom glikemii), powodował mega wkurw i wyświetlał przed oczami wizję powikłań.
Każdy wkurw trzeba było wyładować, więc dostawało się wszystkim po kolei: od męża zaczynając, na sobie i dzieciach kończąc……
Po mniej więcej roku, kiedy w miarę już panowaliśmy nad cukrami córki i wszyscy się jakoś z cukrzycą zżyliśmy, zaczęłam się uspokajać i wychodzić z depresji.
Dzisiaj, 21 miesięcy po diagnozie, śmiało mogę powiedzieć, że cukrzyca już nie jest myślą przewodnią każdego dnia.  Jest z nami, żyjemy z nią, ale nie dostosowujemy życia do cukrzycy, tylko cukrzycę do życia ;)
I jeszcze jedno, dzisiaj, widząc ogrom nieszczęść dookoła nas, sama głośno mówię: jak dobrze, że to tylko cukrzyca! Sru, że muszę każdej nocy wstawać minimum 2 razy i mierzyć córce cukier i że często chodzę jak zombie,  sru, że nie zawsze i nie wszędzie możemy zjeść to, co akurat byśmy chcieli. Ale moje dziecko może chodzić, biegać, tańczyć, nie trawi ją żaden większy ból, nie musi leżeć  tygodniami w szpitalu itd.
Ja z małżem robimy wszystko, aby jej życie, aby nasze życie było prawieżenormalne
I dlatego nasze życie toczy się z cukrzycą w tle, a nie w roli głównej ;)


No, a tak w ogóle, to nasza rodzinka jest 5-osobowa. Na czele stoję ja oczywiście ;) z moim mężem oczywiście :P i do kompletu mój syn z pierwszego małżeństwa i dwie córki z obecnego małżeństwa.
Syn już jest dorosły, a  córki nie.
Ja nie pracuję, „siedzę” w domu zajmując się domem i dziećmi, tudzież cukrzycą ;)
I o ile zajmowanie się dziećmi i cukrzycą wychodzi mi nieźle, o tyle zajmowanie się domem już gorzej, bo nie-na-wi-dzę-sprzą-tać!
No sprzątam, oczywiście, że sprzątam, ale dlatego, że muszę, nie dlatego, że chcę…..wolałabym w tym czasie gdzieś pojechać, pójść na basen, nad jeziorko, jeśli aura łaskawa, czy na rowery, albo po prostu uwalić się z książką i czytać. No, ale życie to nie je bajka i trzeba sprzątać, przynajmniej od czasu do czasu. Mam taki sprytny plan, który już pomału wdrażam w życie, a mianowicie uczę sprzątania, tudzież gotowania moje dwie dorastające córki (lat 8 i 10), wkrótce mogłyby mnie zastąpić :D
się rozmarzyłammmmm……


3 komentarze:

  1. ja też należę do klubu zombie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :)
      Nie, że zasilasz szeregi zombiaków, tylko, że tu trafiłaś :)

      Usuń