poniedziałek, 29 października 2018

Nasz wyjazd na Euroweek.

         




           Od jakiegoś czasu w szkole podstawowej, do której chodzą moje dzieci, panie od angielskiego organizują wyjazdy na Euroweek. Jest to wyjazd podczas którego dzieciaczki przez 3 dni mają zajęcia z wolontariuszami z różnych krajów świata, często bardzo egzotycznych. Zajęcia odbywają się tylko w języku angielskim i trwają od rana (po śniadaniu) do późnego wieczora. Z małymi przerwami na złapanie oddechu ;)
           Panna M oczywiście też zapragnęła pojechać. No i pojechała, ona jako uczestniczka, ja - jako jej opiekun. Pierwotnie pani od angielskiego zaoferowała się, że zajmie się panną M, że będziemy wszystko konsultować przez telefon itp. Nadarzyła się jednak okazja, że mogłam pojechać i ja, więc skorzystałam. I to była bardzo dobra decyzja. Na miejscu okazało się bowiem, że to jest K_O_N_I_E_C_Ś_W_I_A_T_A i nie ma ani internetu, a co gorsza zasięgu, tak więc nie bardzo byśmy się mogły zdzwonić. Do tego dzieci były zajęte od rana do wieczora, miały masę zadań i poleceń do wykonania. Biegali, jak oparzeni, tworzyli grupy, nagrywali filmiki, przebierali się, szykowali przedstawienia itp. A to wszystko w quick motion ;)
           Zadania, które dostali wymagały od nich nie lada kreatywności, ale uwierzcie mi, że świetnie sobie dali radę. Wolontariusze, to bardzo sympatyczne i ciepłe osoby, z niezliczonymi pokładami cierpliwości. Ale jednocześnie mające swoje twarde zasady, których przestrzegają i wymagają ich przestrzegania od innych.
           Cukry wyglądały różnie i przeróżnie. Musieliśmy podnieść bazę, bo raczej były wyższe, niż niższe. Myślę, że oprócz oczywistych rzeczy, typu emocje, czy jedzenie, wpływ na nie miała także zmiana klimatu i ciśnienie atmosferyczne, które panuje w górach, a do którego my - cepry ;) nie jesteśmy przyzwyczajeni.



W trakcie zajęć; Jennifer ( JJ) z Columbii tłumaczy, na czym polega ich zadanie.


Codzienna poranna gimnastyka zwana ENERGIZER, był FUN :D


Plan dnia pierwszego.


Wyjście do sklepu, najbliższy był 2,5km od naszego noclegu ;)


A takie widoczki mieliśmy za oknem <3


Baby z wyspy Borneo opowiada o swoim kraju, wszyscy słuchaliśmy z ogromnym zaciekawieniem.


Swoje opowieści zakończyła odśpiewaniem hymnu narodowego Indonezji. To było niesamowite....


Ten wpis pod planem dnia trzeciego bardzo mnie wzruszył: "mom" - czyli ja <3


Jennifer była secret friend panny M (nie będę zdradzać, o co chodzi). Na zdjęciu moment przekazania prezentu. Matylda narysowała ulubione pokemony Jennifer. Były świetne!

Trzej wolontariusze: Jennifer i Bobi z Thailandii oraz (niepamiętamimienia) z Indonezji.

           Wszyscy wolontariusze nadają sobie jakieś ksywki, bo ich prawdziwe imiona są długie i /lub trudne do wymówienia.
           Chciałam Wam bardzo polecić taki wyjazd. No, w sumie bardziej Waszym dzieciom. Niech spytają w swoich szkołach o Euroweek. Miejsca są "zaklepywane" na wiele miesięcy do przodu i niech to będzie najlepszą rekomendacją dla tego programu :)








          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz