czwartek, 6 czerwca 2019

Cukrzyca vs Matylda na zielonej szkole 1:0



Czerwiec to miesiąc  wycieczek szkolnych, biwaków i wyjazdów na tzw zielone szkoły. Przyszła kolej i na klasę panny M. Ponieważ ich wychowawczyni z góry powiedziała, że ze swoimi wychowankami na żadną wycieczkę nie pojedzie ( nie pytajcie mnie dlaczego, bo nie wiem ), rodzice zwrócili się z prośbą o opiekę podczas wyjazdu do innych nauczycieli. I zgodziło się troje śmiałków: dwie panie i jeden pan :)

Kierowniczka wycieczki nie miała problemu, żeby M na tę wycieczkę zabrać i od razu zgodziła się też spotkać ze mną, żeby porozmawiać na temat opieki nad M i jej cukrzycą ;)

Spotkałyśmy się, porozmawiałyśmy. Pani Wiesia spytała, czy może chciałabym jechać z nimi na tę wycieczkę. No może i bym chciała, ale ich wyjazd kolidował z moim prywatnym, w związku  z czym, musiałam odmówić. Ale to nie odstraszyło pani Wiesi, a przynajmniej nic nie dała po sobie poznać. Jak już sobie pogadałyśmy i w miarę wszystko wyjaśniłyśmy, ustaliłyśmy datę kolejnego spotkania, przed samym wyjazdem, z wszystkimi opiekunami, żebym mogła im zademonstrować jak podać glukagon.

Spotkanie odbyło się dwa dni przed wyjazdem, glukagon i konieczność jego podania w razie silnej hipoglikemii również pań nie odstraszyło. A ponieważ Matylda jest bardzo samodzielna i świetnie się z cukrzycą ogarnia, pełna samych pozytywnych myśli, w środę rano pożegnałam się z nią w domu, a mąż odprowadził ją na autobus.

Jeszcze tylko wspomnę, że dzień przed wyjazdem, zmieniłam jej insulinę, wyrzucając poprzednią,  żeby miała świeżutką, zwłaszcza przy tych upałach.

Już pierwszej nocy gorzko pożałowałam swojej decyzji o niepojechaniu z nią. A rano było tylko gorzej......Od godziny 22 cukier zaczął rosnąć, ale młoda podała sobie korekty, o czym mnie poinformowała i poszła spać. Niestety korekty nie zadziałały, a cukier żył własnym życiem. od 23.30 próbowałam się do niej dodzwonić. Ponieważ się nie udało, zadzwoniłam do pani Wiesi, która niezwłocznie poszła ją obudzić i doprowadzić do stanu względnej przytomności. Matylda podała sobie kolejną korektę w prostym i przedłużonym (bolusie) i poszła spać dalej. Na nic się to zdało.

Rano wciąż cukier 300 z krwi :( dramat. Przez 6 lat nigdy nie obudziła się z takim cukrem, no, może raz z cukrem 200. Nie miałam pojęcia co jest grane. O 5.30 panna M zmieniła sobie wkłucie, ale też bez spodziewanego efektu. Dopiero jedna z cukrzycowych mam podpowiedziała, że insulina się przegrzała. Nie chciałam w to wierzyć: jak to, po jednej dobie od napełnienia ampułki? Niemożliwe!

Akcja była szybka: o 7.30  M podała sobie bazę z pena 10j lantusa i doposiłkową na śniadanie również z pena. Po śniadaniu było wciąż wysoko, ale kolejne korekty z pena podane już w autobusie zwiedzając Gdańsk, w końcu zadziałały. Około południa cukier spadł już do bezpiecznego poziomu, a Matylda dzwoniąc do mnie mówiła tak:
wiesz mamo, jestem z siebie dumna, bo wzięłam 1j na korektę i od razu 1j na wafelka, bo już byłam głodna. Więc, żeby się dwa razy nie kłuć i nie tracić igieł ( nie wiem, ile wrzuciła do plecaka na cały dzień), wzięłam 2j od razu i w ogóle mnie nie bolało!  <3


Od pory obiadowej  M podawała sobie bolusy już tylko z pompy, a więc jednak insulina działała. Co się więc zadziało?? Myślę, że dziewczyny wieczorem poszalały z "przekąskami" i  zjadły "małe co nieco". Jak spytałam wieczorem, ile tych przekąsek było, odpowiedź brzmiała: "trochę". Jednak było ich zdecydowanie więcej jak trochę. Razem z późną obiadokolacją spowodowało to całonocny wyż niestety :/

Wiem, że wielu diabetyków pompiarzy wyjeżdżając nie bierze ze sobą penów, a  już mega rzadko pena z insuliną bazową. Niech nasza przygoda będzie dla Was przestrogą, uczcie się na naszym przykładzie, cobyście nie musieli na swoim i ZAWSZE MIEJCIE PRZY SOBIE PENY Z OBIEMA INSULINAMI. Nam one dzisiaj uratowały doopsko ;)

Dzisiaj doceniliśmy też po raz kolejny, ale ze zdwojoną mocą, jaką ogromną pomocą są sensory FreeStyle Libre, które w połączeniu z transmiterem Blucon tworzą ciągły monitoring glikemii (CGM) i dzięki czemu mamy z mężem stały wgląd w cukry Matyldy i możemy w razie potrzeby reagować w każdej chwili :)

Ja mam za sobą totalnie nieprzespaną nockę i przeryczany cały ranek. Już miałam obczajony pociąg do Gdańska i prawie byłam spakowana, ale rozmowa z mężem postawiła mnie na nogi, a  opanowanie i dojrzałe zachowanie M w tej "kryzysowej" sytuacji jest jak balsam na moje zdominowane wyrzutami sumienia serce ;)

Ostatecznie więc kończę ten post z wynikiem: cukrzyca vs panna M 1:1
Ale trzymajcie kciuki - ta wycieczka jest trzydniowa  ;)


2 komentarze:

  1. ...nawet jeśli się wydaje że wszystko masz opanowane to jednak wszystko przydarzyć się może . Współczuję pannie M i Wam , cieszę się że wszystko się dobrze skończyło , życzę odtąd tylko miłych atrakcji i pogody ducha jak i tej meteorologicznej 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wszystko dobrze sie skończyło, nie było już żadnych niespodzianek do końca. A po powrocie córka opowiadała, jak raz poprosiła panie o podanie insuliny penem i nie miały z tym też żadnych problemów. No jestem bardzo mile zaskoczona :)

    Dziękuję za komentarz i również życzę samych dobrych dni :)

    OdpowiedzUsuń