sobota, 8 sierpnia 2015

Gwóźdź programu- fontanny!

Stolica - dzień czwarty part. II


            Uprzedzam: wpis jest długi, bo i dzień to był baaaaardzo długi :)
            Na piątek zaplanowałyśmy sobie wizytę w Łazienkach Królewskich, powłóczenie się po nich chowając się przed upałem w cieniu drzew, poczytanie książek być może, a potem przemieszczenie się do Multimedialnego Parku Fontann na multimedialne show.
            Ponieważ pokaz był dopiero o 21.30 nie spieszyłyśmy się z wyjściem z domu. Przed południem wsiadłyśmy w metro, które zawiozło nas na stację Politechnika. Stamtąd udałyśmy się na Plac Konstytucji. Aha! Wróć! 
            Po wyjściu z metra i zrobieniu kilku kroków K nagle woła: zobacz mamuś, tam jest TA tęcza, którą widziałam w tv!!! Skręciłyśmy w prawo, cyknęłam dziewczynom fotę z kontrowersyjną tęczą w tle i poszłyśmy dalej. Swoją drogą: dlaczego ludziom taka piękna tęcza przeszkadza, to ja nie wiem ;)
            Idziemy sobie Placem Konstytucji i mija nas kobieta, znana mi...pierwsza moja myśl: o! znajoma z mojego miasta rodzinnego, ale za chwilę olśnienie: przecież to jest bardzo znana polska aktorka! Nie wiedziałam, co zrobić i jak się zachować, ale wiedziałam, że nie chcę przepuścić jedynej takiej okazji. Zwłaszcza, że panią tę, jako aktorkę, bardzo cenię. No i podeszłam i przywitałam się, z panią Dorotą Kolak (bo to była ONA). Chwilkę porozmawiałyśmy, a rozmowa polegała na tym, że ja poprosiłam o zrobienie sobie z nami zdjęcia, a ona grzecznie odmówiła :P No cóż, trza uszanować....
           I tak czułam się jak głupia nastolatka - fanka Justina Biebera, która go właśnie zobaczyła ;)
           Znowu skręciłyśmy w prawo, tym razem w ulicę Piękną, miałyśmy nią dojść do miejsca, z którego widać budynek Sejmu. Jednak po drodze był Park Ujazdowski i nie było szans, żeby namówić moje dziewczyny na "parę kroków" dalej, gdy ujrzały możliwość odpoczynku w cieniu. Ok. Nie oszukujmy się, dla 8 i 10 latki Sejm żadną atrakcją nie jest, ale za to plac zabaw, to już i owszem :D
           Rozsiadłyśmy się na najbliższych ławkach, dziewczyny z książkami, ja z moim ukochanym kindlem i oddałyśmy się lekturze. Ale niedługo to trwało, bo K zobaczyła wiewiórkę, a M za chwilę plac zabaw. Plac był skąpany w słońcu, więc niedługo tam dziewczyny zabawiły, za to duuuuużo dłużej zabawiły przy zraszaczu, których kilka było w całym parku. Skakały przez niego i piszczały z radości, jak krople wody je "atakowały". Po 10 minutach były przemoczone do suchej nitki :D No i git. O to chodziło.
          Z Parku Ujazdowskiego przeszłyśmy do Placu na Rozdrożu, który jest rzut beretem od Łazienek Królewskich, ale nasze żołądki dawały nam znać, że jest pora obiadowa, więc jeden z zaczepionych przeze mnie przechodniów skierował nas na Marszałkowską do baru mlecznego, gdzie "pysznie i tanio można zjeść". No to poszłyśmy. Faktycznie daleko nie było, jakieś 15 minut drogi nad Trasą Łazienkowską.
          Trafiłyśmy bez problemu. Zamówiłam 2 obiady, bo porcje były ogromne. Najadłyśmy się nimi we trzy i jeszcze zostało trochę.....Faktycznie również polecam to miejsce, dają tam pyszne, tanie jedzonko w ogromnych porcjach :)
           Potem były już Łazienki,w  końcu......Zrobiłam dziewczynom obowiązkową fotę z Chopinem, (bo nie mógł nam odmówić) i zaległyśmy na najbliższych ławkach w zacienionym miejscu. Okupowałyśmy te dwie ławeczki przez ok. 1,5h, odpoczęłyśmy, jeszcze trochę połaziłyśmy po parku najpierw w poszukiwaniu lodów, a potem karpi o niezwykłych rozmiarach.....
           Znalazłyśmy jedno i drugie, a nawet trzecie, czyli alejkę z lampionami chińskimi, zwaną Aleją Chińską-fajny pomysł :) Lody pożarłyśmy my, a suche bułki przeznaczone dla karpi pożarły kaczki.....I tym to optymistycznym akcentem zakończyłyśmy naszą wizytę w tym urokliwym miejscu.
           Z Parku wyszłyśmy na ulicę Agrykola, przeszłyśmy nią do Szwoleżerów (na niej się mieszczą ambasady kilku państw), która nas zaprowadziła do ul. Czerniakowskiej-tam był "nasz" przystanek. Autobus linii 185 zawiózł nas prosto do Multimedialnego Parku Fontann. Ale o tym dowiedziałam się od pewnej młodej dziewczyny, która na zadane przeze mnie pytanie (po wyjściu z autobusu) jak mamy dojść do fontann, odpowiedziała: wystarczy przejść przez ulicę. Bo, jak się okazało, fontanny były vis a vis tegoż przystanku, zwanego Sanguszki :)
           To był ostatni etap naszej wędrówki po stolicy tego dnia i w ogóle. Pokaz zaczynał się o 21.30, a było 18.30, więc mieliśmy (razem ze znajomymi i ich dziećmi) trochę czasu jeszcze. Dzieciaki taplały się w fontannach przeznaczonych dla nich właśnie, bo upał nadal doskwierał.
           Wraz z upływem czasu tłum gęstniał, a my postanowiliśmy przenieść się na skarpę, ale ostatecznie usiedliśmy na murku największej fontanny (w sumie do dzisiaj nie wiem dlaczego) i tam już pozostaliśmy. A trzeba było pójść jednak na skarpę*.....
           Pokaz rozpoczął się punktualnie. Zalała nas feeria barw. Przy akompaniamencie znanych przebojów, głównie muzyki filmowej, podziwialiśmy wodne show. Piękne to było. Żadne słowa tego nie opiszą, dlatego musicie zobaczyć to sami, obowiązkowo przy okazji wizyty w stolicy. Na zachętę napiszę Wam, że wejście do Parku Fontann jest darmowe :)
           I jeszcze mała uwaga. Przez całą długość średnicy największej fontanny przechodzi dysza wodna-nie siadajcie na jej końcach jeśli nie chcecie być zlani litrami wody ;)
           *I druga mała uwaga: usiądźcie koniecznie na skarpie. Stamtąd jest widok po pierwsze na wszystkie fontanny ( my do jednej siedzieliśmy tyłem), a po drugie obrazy na ścianie wody wyświetlane są właśnie przodem do skarpy. My widzieliśmy je od tyłu ;)
           Pokaz trwał 30 minut, w sam raz, chociaż dla moich dzieci było oczywiście za krótko ;)
           Autobus nr 385 zawiózł nas do metra Politechnika i stamtąd wróciłyśmy już do domu.
Dawno nie byłyśmy tak wykończone, ale to było meeeega przyjemne zmęczenie :)
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz